Image Alt

Dziennik wyprawy

Dziennik wyprawy

2021
2021-09-16

Dzień 27 – 22:30 – Wjeżdżamy na Rysy (prawie)

Śpimy do oporu, poranne pranie i trochę porządków przeciąga się do południa. Pełni sił ruszamy w drogę przez Turcję. Obieramy drogę przez góry i pięknymi przełęczami podążamy w stronę Morza Czarnego. Jelonek nie bez problemu wzbija się na wysokość 2409 m n.p.m., ale wspina się dzielnie, aby zaraz poczuć swąd palonych szczęk hamulcowych (nie naszych!). Na nocleg zatrzymujemy się w Bayburt, na jednej z ulubionych przez nas stacji benzynowych. Tuż przed nocą zjawa się tajemniczy tubylec. Jak się okazuje lokalny kierowca. Dla odmiany dziś to my częstujemy herbatą. Wpatruje się on jeszcze w podarowaną pocztówkę z Jelczem i odchodzi w siną dal. Rysiek odkrywa nowe miejsce do spania: „Himalaya Lodge Basement”, bo jak lunęło, to szybko wczołgał się w nocy pod samochód. Przy okazji dokonał inspekcji tylnego mostu – sucho, bez wycieków! Nocleg zapowiadał się więc bez kłopotu – do czasu, gdy o 4 rano jękliwie zawyły minarety budząc nie tylko nas na modlitwę. Trochę już przyzwyczajeni puszczamy to mimo uszu.

2021-09-15

Dzień 26 – 23:30 – Zgarnij wyprawowy T-shirt

Poranek w strefie zero. Brama z lewej, brama z prawej, a my razem na lajciku serwujemy biwakowe śniadanie. Wokół nas irańska policja graniczna. Jesteśmy w takiej sytuacji, że bierzemy ich na przeczekanie. W końcu to MY jesteśmy dla nich problemem i w rezultacie taka sytuacja przynosi wiele szalonych pomysłów. Finalnym efektem tej irańsko-tureckiej burzy mózgu jest fakt, że jesteśmy w Turcji! Jak nam się to udało? Autor najbliższej prawdy odpowiedzi na to pytanie, pozostawionej w komentarzu na naszych social, zgarnie od nas wyprawowy T-shirt oraz pocztówkę z naszą dedykacją. Ta patowa sytuacja była opisana szerzej w poprzednim dniu dziennika. Podpowiedź: obudzenie irańskiego Ministra Zdrowia oraz wysłanie do „strefy zero” lekarza z testami PCR było nietrafionym pomysłem.
Po otwarciu tureckiej bramy carnet ATA zajmuje kolejne kilka godzin. Biwak nr 2, gulasz węgierski, fasolka po bretońsku, herbata, wszystko smakuje tu wyśmienicie. Od naszego obozu do urzędu celnego jest dobre 500m. Po czwartym kursie między stojącymi na odprawie tirami, wymieniamy się z celnikiem numerami na whatsapp. Po 17:00 telefon, z potoku niezrozumiałych słów wyłapane zostaje „HERE”. Nareszcie są papiery z pieczątkami. Co ciekawe śladu w nich nie ma o Iranie. Nie wnikając dokumenty pod pachę i do auta. Cień w cień podąża jednak za nimi kolejny celnik – chce zobaczyć towar. Otwieramy standardową skrzynię z 42 letnim alternatorem. Ten jednak losuje pozycję nr 76 w długiej na dwie strony liście: strzemię resora. Te znajdujemy z kolei głęboko pod drugą podłogą. Celnicy są na szczęście wpatrzeni w Ryśka, tego z 1979 roku i tego na żywo, oglądają wystawę fotografii i ostatecznie puszczają nas do kolejnej bramy wyjazdowej. Tam już z górki, jeden z celników łamanym polskim: „moja dziewczyna z Polski”. Nie pozostaje nic innego jak szukać miejsca do spania. To były ciężkie dwa dni.

2021-09-14

Dzień 25 – 23:30 – Strefa „zero”

Potwierdza się reguła, że powroty nie są zbyt spontaniczne. Pobudka, herbata i dalej w drogę. Granica już blisko i przydałoby się zatankować, więc na pewniaka zajeżdżamy na kolejną stację paliw. Stosując patent na „nie mamy karty” spotyka nas nie małe rozczarowanie. Nie chcą sprzedać! Nawet za komercyjną cenę (3 EUR za 100 litrów ropy). Na pomoc nieoczekiwanie zjawa się gostek na skuterku „follow me”. Po 5km zajeżdżamy na przydrożną zdezelowaną bazę transportową. Co nas najbardziej interesuje to rzędy zardzewiałych beczek z ropą. Z gracją i wdziękiem 10 letnie łebki tankują 300 litrów ropy. Kilka uścisków, wymian, gestów, tradycyjne selfie i ruszamy na granicę. Tam niespodzianka za niespodzianką. Totalny chaos, urzędnik za urzędnikiem, kontrola za kontrolą, a na koniec okazuje się, że nie wolno wywieźć nam ropy, którą dopiero co z takim trudem zdobyliśmy. Rozwiązaniem jest cło i akcyza, która nadwyrężyłaby poważnie niejeden budżet, gdyby nie kolejny raz wsparcie naszego irańskiego przyjaciela. Naiwnie wierząc, że to koniec naszych problemów, utykamy na kolejne godziny przed samą bramą wyjazdową. Tuż przed nocą udaje się uzyskać nasze dokumenty przewozowe – bez podpisów! Oficjalnie dla Irańczyków nic na Jelonku nie wjechało, więc nic nie wyjeżdża (ciekawe co na to powiedzą Turcy i Krajowa Izba Gospodarcza). Z pustymi papierami policja irańska po kontroli paszportów i zabraniu (unieważnieniu) naszych wiz wypycha nas na stronę turecką – a tu SURPRISE! „Iran PCR covid test please”, których oczywiście nie mamy…
Sytuacja patowa – nie mamy wiz irańskich i nie możemy już wjechać do Iranu zrobić te testy oraz nie mamy testów i nie możemy wjechać do Turcji. Irańska policja zamyka przejście, turecka nawet nie próbowała go dla nas otworzyć. Telefon się urywa, uruchamiamy wszystkie kontakty, ale opcje są trudne i dla naszego konsulatu i dla naszych irańskich i tureckich partnerów. Jedno jest pewne – dziś śpimy w strefie tzw. „zero”. Wyjmujemy szpej i rozbijamy biwak przy Jelczu. Rano zobaczymy co z tego wyniknie, a co Ty byś zrobił/a na naszym miejscu? Czekamy na sugestie…

Wyślij e-mail
Polub nas na FB
Zobacz na na YT
Śledź nas na Instagram
Wyślij e-mail
Polub nas na FB
Zobacz na na YT
Śledź nas na Instagram