Dzień 3
#Rysiek: Podczas wspólnej kolacji (pysznej) Maciek zasugerował, żeby każdy z nas prowadził dziennik: 2-3 zdania z każdego dnia. Myślę, że to super pomysł (w perspektywie potomnych)! Może mój pierwszy dzień nie zamknie się w trzech zdaniach, ale: chłopaki poszli w miasto (Mumbai), ja się „otraskałem” (przyp. wg Ryśka to znaczy obmyć się), przepakowałem się na jutro i na kolanie i Agorze jako podkładka bazgrzę to. Największa suprajza dnia to to, że Bartkowi przed wyjściem na kolację powiedziałem, jaki speech będę miał do Maćka. A jak usiedliśmy do stołu, to on wszystko, co ja chciałem powiedzieć, powiedział przede mną. Mnie zatkało i… szacun!
#Maciek: Miał być dzień odpoczynku w Bombaju. Emocje związane z wydostaniem Jelczura z portu są bowiem za nami. Tymczasem od rana dzwoni WhatsApp „Can you move the car for next few hours?” – Arek, wstawaj, Jelczur nas wzywa! – to Daniel, właściciel stacji benzynowej i warsztatu w jednym, który użyczył nam miejsca dla Jelczura do poniedziałku w tym na event himalajski. Użyczał nam też potrzebnych technikalii. Podczas tego niedzielnego spaceru o poranku jesteśmy świadkami gry w indyjskiego krykieta na ulicach Bombaju. Jak oni się bawią! Widać, że czekają na niedzielę właśnie po to. Zadziwia fakt, że nie koliduje to z ruchem pojazdów. Z uwagi na dzisiejszą reorganizację (przylot naszych himalaistów) aby dopełnić ekipę, wzięliśmy tani hotel. Ciężko ich było dobudzić, ale o 13 wychodzimy całą ekipą na śniadanie (9:30 czasu polskiego). Popołudnie spędzamy z Jelczurem: mały maintenance, instalacja baterii do PV, trąbki, GPS-a (tak – od jutra będziecie mogli śledzić nas live). Wieczór to wspomnienia, które słyszymy od Bogdana i Ryśka z wyprawy Jelczem w Himalaje sprzed 45 lat. Indie? Nie zmieniły się za wyjątkiem nowszych samochodów… Darek uchwyca już te wspomnienia na video – pomału przenosimy się do 1979 roku!
#Arek: Ja odnalazłem swoje trzy córki na wschodzie.
#Bartek: Ale się pysznie najadłem!