Dzień 4
Do 5 rano zajęły mi montaże. Wykorzystuję dostęp do wi-fi. Budzik na 10:00!. Plan na dziś: 10:50 wymeldowanie; 11:00 spakowanie tobołów na Jelcza, montaż GPS, wyciągnięcie obrazów na zewnątrz, tylko tyle i aż tyle. Czas operacyjny 30 min i wyjazd do siedziby The Himalayan Club. Na pace jest milion stopni! Wszyscy atakują mój whatsapp: Mustawa pisze i dzwoni, że jest problem z ubezpieczeniem Jelczura na Indie – żądają 40 000 rupii! biorą pojazd za comerciala. W tym samym czasie Journalści dopytują o szczegóły dzisiejszego wydarzenia. Z nasza Ambasadą w New Delhi ustalam plan przyjazdu, drugą ręką przykręcam do klemy GPS’a – leje się z każdego, kto wejdzie na chwilę pod pakę. Za mną Bogdan co chwilę dorzuca nowe rzeczy i rotuje nimi między paką, kabiną, a kostką brukową na już „naszym” CPN-ie. Przejęliśmy nawet jeden garaż jako tymczasowy office. W tym samym czasie okazuje się, że nie zabraliśmy ostrza do pilarki, ani tarcz. Wysyłam Daniela (właściciel stacji, który dał mi klapki) do hardware shopu po te i inne Arka prośby. Po 12 z trudem wyjeżdżamy do siedziby Himalayan Clubu.
Zapominam jednej z kamer, a tymczasem Mustawa próbuje ratować sytuację z ubezpieczeniem – jak się okazuje był to wymóg wypuszczenia z portu Jelczura, a teraz niekoniecznie jest potrzebne (SIC!) btw wiszę mu jeszcze za tankowanie, bo tu żadna z kart nie działa. Jedziemy! Nasz event o 15:30. Niesamowite powitanie. President klubu Nandini przekazała nam parę upominków w tym piękną książkę z drogami wspinaczkowymi i mapami gór. Rozmawiamy o polskich wyprawach. Zabierają nas na obiad, tam jedziemy na 3 auta do najstarszej restauracji w Mumbai. Mam przyjemność jechać w aucie z p. prezydent, z którą robimy kolejną telekonferencję, tym razem z przedstawicielem Indian Mountenaring Foundation w New Delhi – okazuje się, że Jelczur traktowany jako ciężarówka nie ma wjazdu do centrum! Kontakt w naszej Ambasadzie to potwierdza – decyzja: i tak tam wjedziemy na Dyzmę. Bateria w moim telefonie ma już 30%, a to dopiero południe. Prezentujemy pojazd i obrazy himalajskie naszym gościom, tymczasem przychodzi potwierdzenie z New Delhi – mamy po 21wszej, w czwartek eskortę do kampusu. Wiadomość z Ambasady: zapraszają do naszej placówki, a nasze wydarzenie w kampusie otworzy chargé d’affaire. To teraz tylko przekazać dobre wiadomości ekipie! „Co? W niecałe 3 dni? 1500km to się nie uda, jak?” Jednak po wspomnianej przez Rycha „wojnie” mózgów staje się to realne od pokonania – podejmujemy wyzwanie. Już niedługo się okaże, czy Jelczur podoła.
M.
—
Po moim pierwszym wpisie Maciek potwierdził, że nie ma kadzenia! A więc: dym od samego rana! Jest w amoku. Pot… (bez krwi)… (bez łez). Po południu super event w Mounteneering Club zakończony w 5* restaurant 😊 Potem burza (wojna!) mózgów a!propoa dalszych planów, zakończona. Co dalej? …jutro pokaże!
R.